O mnie

Moje zdjęcie
Mam na imię Joanna. Z wykształcenia jestem magistrem inżynierem ogrodnictwa, specjalność: rośliny przyprawowe i lecznicze. Witam Cię na blogu poświęconemu mojej pasji ogrodnictwu i zielarstwu. Znajdziesz tutaj porady, informacje, ciekawostki ogrodnicze, oparte przede wszystkim na własnym doświadczeniu. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej. Masz pytania, napisz: e - mail: artpasjone@onet.pl

niedziela, 15 kwietnia 2018

Moja przygoda z tykwą



Sezon wiosenny uważam za otwarty :) wszystko budzi się do życia, także my z werwą ruszamy do centrów ogrodniczych po nasiona i sadzonki. Ja należę do ogrodników, którzy uwielbiają eksperymentować sadząc różne nowości. W zeszłym roku odbyłam przygodę z tykwą, która w swoim życiu naprawdę wiele przeszła. Ale zacznijmy od początku.

Tykwa jest rośliną jednoroczną tzn. jak ją posadzicie czy posiejecie to owoce zbierzecie jeszcze w tym samym roku. Pochodzi z Afryki i Azji i jest pnączem. Kwiaty są rozdzielnopłciowe czyli na jednej roślinie są męskie i żeńskie, otwierają się wieczorem i szybko więdną. Owoce duże butelkowate, jak na zdjęciu u góry o zmiennym kształcie ( w zależności od odmiany). Tyle krótkie zapoznanie z rośliną. Przejdźmy do konkretów.

Nasiona tykwy zakupiłam w sklepie ogrodniczym. Wyglądają tak:

Niedawno doczytałam się, że tykwę można uprawiać z wysiewu wprost do gruntu. Ja jednak w zeszłym roku wyprodukowywałam rozsadę. Z 6 nasion wzeszły mi 4. Siałam po jednym nasionku do każdej komórki multiplatu. Niestety jedna z moich kocic pod naszą nieobecność postanowiła zabawić się w ogrodnika i przesadzanie  roślin, skoczyła na multiplat i zwaliła wszystko na podłogę, wszystko się wymieszało i po tym incydencie została tylko jedna roślinka, którą po 15 maja wysadziłam do gruntu. 

Posadziłam ją obok pergoli po, której pnie się winorośl, mając nadzieję, że się dogadają. Nie przewidziałam tylko, że tykwa, aż tak bardzo się rozrasta i przez cały okres musiałam przed nią bronic winorośl. 


Na dobrą sprawę wcale bym jej nie miała, ponieważ gdy była jeszcze nieduża chcą ją podwiązać po prostu ją złamałam. Na szczęście odbiła z pomiędzy liści. 

Tykwa się rozrosła i zaczęła kwitnąc wydając dwa rodzaje kwiatów:


Kwiaty jednak przekwitały, a owoców nie było. Postanowiłam zabawić się w pszczółkę i sama zapylić rośliny. Co wieczór odwiedzałam moją roślinkę, zrywałam kwiat żeński i muskałam nim kwiat męski ( można użyć pędzelka do przenoszenia pyłku). Doczekałam się dwóch dorodnych owoców, ważących kilka kilogramów. Podobno lepiej jak jest mniej owoców na roślinie, bo wtedy łatwiej jest je roślinie wykarmić i są większe. Na jesieni gdy liście zaschły i zaczęła zasychać szypułka był to znak, że należy rozpocząć zbiór owoców. 

I przejść do kolejnego etapu - suszenia. Niektórzy przed suszeniem okorowują owoc, czyli usuwają jej zewnętrzną skórkę, ja tego nie robiłam. Początkowo owoce schły na strychu, później niedaleko kaloryferów ( oby nie za blisko). Suszenie zajęło kilka miesięcy, a owoce stały się leciutkie. Przez cały proces suszenia musiałam walczyć z białym nalotem, który sukcesywnie był usuwany. Niestety jeden owoc troszkę pękł, ale drugi zachował się w całości. Zewnętrzna skórka zeszła wraz z białym nalotem, a owoc zdrewniał.

Do czego można używać wysuszonych owoców. W Afryce używa się ich jako naczynia do noszenia wody, tworzy się z nich naczynia do picia Yerba Mate. Jedna ze znanych restauracji w Polsce tworzy z nich piękne abażury. Inspiracji można w Internecie znaleźć mnóstwo. Co ja zrobię ze swoich będzie pewnie można zobaczyć na moim blogu rękodzielniczym Zaczarowany Zakątek

W tym roku również zamierzam przeżyć przygodę z tykwą. A czy Wy próbowaliście jej uprawy? Co z niej robiliście? 

Zachęcam Was do tej przygody.           

1 komentarz:

  1. Eksperymentowalam z tykwa dwa lata temu, odmiana wezowata. Tez nie myslalam ze tak bujnie sie rozrosnie. Byly kwiaty i pojawily sie węże, jedne przekraczaly długość 1,10 1,20.bylam zachwycona. Rozdawalam znajomym, córka zawiozla do przedszkola a nam killa sie zostalo, ususzone, poslozyly jako róg do wywolywania jeleni. Hihi. W zeszlym roku niestety sie nie udalo, a prubowalam z ta odmiana co na zdjeciu, w tym roku próbuje jeszcze raz :-) ale ja sadze do gruntu, mysle tak cieplo, koniec kwietnia :-)

    OdpowiedzUsuń