O mnie

Moje zdjęcie
Mam na imię Joanna. Z wykształcenia jestem magistrem inżynierem ogrodnictwa, specjalność: rośliny przyprawowe i lecznicze. Witam Cię na blogu poświęconemu mojej pasji ogrodnictwu i zielarstwu. Znajdziesz tutaj porady, informacje, ciekawostki ogrodnicze, oparte przede wszystkim na własnym doświadczeniu. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej. Masz pytania, napisz: e - mail: artpasjone@onet.pl

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Rośliny Bożego Narodzenia

Na wiosnę był post o roślinach Wielkanocnych, więc nie mogło zabraknąć roślin, które zdobią nasze domy w okresie świąt Bożego Narodzenia.

Choinka

To chyba najbardziej rozpoznawalny znak Świąt Bożego Narodzenia. Drzewko sosny lub jodły ozdobione kolorowymi bombkami, lampkami jest symbolem życia i odradzania się. Dawniej kradziona z lasu, dziś kupowane w sklepie lub na targowisku. Coraz częściej zastępowana jest przez sztuczne drzewka. Zwyczaj ubierania jej w naszym kraju rozpowszechnił się dopiero w XVIII/ XIX w za sprawą niemieckich protestantów. 


Jemioła


Często wieszana w domu jako symbol szczęścia. Szczególnie popularne i zalecane ;) jest całowanie się pod jej zielonymi listkami, co ma zwiększyć obfitość szczęścia. Zalecenie warte wypróbowania, choć czy skuteczne to nie wiem. W każdym razie całowanie się zwiększa poziom endorfin czyli tzw. hormonu szczęścia, więc całując się pod jemiołą szczęśliwi na pewno będziecie. Jemioła to tak na prawdę półpasożyt, rośnie sobie taka roślinka na drzewie ciągnie od niej wodę z solami  mineralnymi, aby w okresie świąteczny przynieść szczęście, ciekawe co? Jej białe owoce lubią zajadać ptaki, im też przynosi szczęście bo przecież ptaszek z pełnym brzuszkiem to ptaszek szczęśliwy.  Jemioła jest także rośliną zielarską, stosowaną przede wszystkim w leczeniu nadciśnienia tętniczego. Nie radzę jednak robić z niej samodzielnie eliksirów. Lepiej zaufać gotowym preparatom zielarskim, w których proporcje substancji leczniczym są odpowiednio odmierzone.    

Gwiazda Betlejemska


Poisencja, wilczomlecz nadobny czyli popularna Gwiazda Betlejemska. Zdobyła w naszym kraju popularność stosunkowo niedawno. Występuje głównie w różnych odcieniach koloru czerwonego i różowego. Te kolorowe "płatki" to tak naprawdę barwne przylistki otaczające drobniutki i niepozorny kwiatuszek. U nas często uprawiana jako roślina jednoroczna, po świętach często ląduje na śmietniku, ale na upartego podobno można ją próbować oprawiać dłużej. Pisze podobno, bo nie mam z nią zbyt dużego doświadczenia. Pojawiła się u mnie w domu raz, ale jako meksykanka, po przyniesieniu do domu, doznała szoku termicznego i szybko padła.  


Grudnik


Sam kwiatek ze Świętami Bożego Narodzenia może się nie szczególnie kojarzy, ale jego nazwa i to, że zakwita właśnie w grudniu dają mu uprzywilejowaną pozycję na liście. Inaczej zygokaktus albo kaktus Bożego Narodzenia. Przywędrowała do nas z Brazylii, kwiaty może mieć białe, różowe, łososiowe. Roślina mało wymagająca w uprawie, ale jak już zacznie kwitnąc to nie można go przestawiać, bo się na Was pogniewa i zrzuci wszystkie pąki i tyle z tej frajdy będziecie mieli zostaną tylko same liście .. i doniczka ;)

Ostrokrzew


Wysoki, jak sama nazwa wskazuje ostry krzew o czerwonych trujących owocach. Święta roślina Celtów, co raz bardziej lubiana przez rodzimych florystów. Wykorzystywana do stroików i wianków świątecznych. 

Lista ta jest listą bardzo subiektywną. A może i Wy macie inne rośliny, które kojarzą się Wam ze Świętami Bożego Narodzenia. Zapraszam do dzielenie się swoim zdaniem w komentarzach.

Zaś wszystkim czytelnikom bloga ( których jest coraz więcej, szczególnie na Facebooku) co mnie bardzo cieszy składam życzenia:


oraz wielu sukcesów ogrodniczych w nadchodzącym Nowym Roku 2018. By rosło, by się zbiory udały i chwasty nie dokuczały. 

* źródło zdjęć  https://pixabay.com/pl/

niedziela, 26 listopada 2017

Zieleń to życie 2017 - wspomnienia

Dziś baaardzo zaległy post, miałam go napisać już dawno, ale niestety życie swoje i czasu zbrakło. Nadrabiam czym prędzej, a jako, że po takim czasie trudno mówić o relacji, więc nazwijmy ten post wspomnieniami z wydarzenia Zieleń to życie 2017. Był to mój drugi udział w tej imprezie, toteż mam już jakieś porównanie. Tradycją już wydarzenia jest, że przed budynkiem powstają ogrody pokazowe. W tym roku organizatorzy postawili na cztery żywioły. Ogień :

Woda:



Powietrze:


Była też ziemia, ale prawdę mówiąc ogrody w tym roku nie zrobiły na mnie wrażenia i przeszłam obok nich obojętnie. Dopiero teraz na zdjęciach trochę bliżej im się przyjrzałam. Gdyby nie straż pożarna to nie domyśliłabym się, że chodzi o ogień. Ja osobiście poszłabym w kierunku kolorystyki roślin tj, żółci, czerwieni, pomarańczy i ich pokroju tak aby, mogły symbolizować ogień. Woda, no jakiś stawik tam jest, może do tego jakaś fontanna, wodne rośliny coś w ten deseń. I ostatni powietrze, który miał być ogrodem pokazowym blogosfery ogrodniczej, a stworzony został przez jednego blogera z pomocą rodziny. Nie będę zagłębiać się w konflikty blogerów, bo to nie moja broszka. Grunt, że ja powietrze tu widzę, biały z powietrzem mi się kojarzy, te trawy poruszane na wietrze ... To tyle mojej opinii artysty amatora ;)
Bardzo podobały mi się rośliny nagrodzone w konkursie, na najciekawsze rośliny. Chętnie widziałabym je u siebie. A oto one: 



Następnie  poszłam zwiedzać hale gdzie prezentowali się wystawcy. Niektórzy się postarali, drudzy "olali" dla mnie ogólnego "wow!" nie było.  


Mimo jesiennej pory pojawiły się akcenty świąteczne:





Była jeszcze reklama barwionych wrzosów czyli człowiek chciałby być lepszym artystą od natury.  


Barwione kwiaty dominowały również w części florystycznej. Te róże, w tej kolorystyce moim zdaniem wyglądają ciekawie: 



Ogólnie na części florystycznej przepadłam. Zafascynowały mnie bitwy kwiatowe, gdzie floryści na oczach widzów tworzyli bukiety. 

Cudowne arcydzieła florystyczne:





Sprawiły, że zafascynowałam się florystyką jako dziedziną, która łączy dwie moje pasje : rękodzieło i ogrodnictwo. 
Pierwsze kroki w tym kierunku można oglądać na moim drugim blogu, bo stroki na groby w tym roku zrobiłam sama.
Ale wróćmy do "Zieleń to życie":

Miłośnicy japońskiej kultury, zdecydowanie mieli swój czas. Pokaz parzenia herbaty ( choć tak na marginesie jakbym parzyła swoim gościom herbatę zgodnie z japońską sztuką  to by ich "coś wzięło" zanim by się doczekali ;)

Wspaniała wystawa bonsai: 



I możliwość zobaczenia na czym polega ta sztuka czyli show cięcia miniaturowych drzewek w wykonaniu mistrzów.  


Mnie osobiście jeszcze zainteresowała niektóre wykłady. Jak np. ten na którym dowiedziałam się, że supermarket mam na trawniku ;)

  

Ogólnie wbrew wielu krytycznym głosom co do samej imprezy, ja uważam ją za udaną. Dlatego, że odnalazłam coś dla siebie, coś co mnie zainteresowało. A to przecież najważniejsze. Prawda? 



  
 

wtorek, 29 sierpnia 2017

Urok jednorocznych kwiatów

W tym roku w swoim ogródku postawiłam na kwiaty jednoroczne. Zajęły one te wolne miejsca, gdzie nie miałam co posadzić. Aktualnie jestem na etapie zbierania nasionek, ale ich zaletą jest to, że jeśli tylko raz zaprosicie je do swojego ogródka to już potem same się rozsieją. Zaś ich drugą zaletą jest to, że większość z nich długo kwitnie. Jeśli chcecie mieć je w swoim ogródku wystarczy kupić nasionka w sklepie ogrodniczym ( lub poprosić kogoś znajomego kto już je w swoim ogródku ma, aby zebrał Wam nasiona i się z nimi podzielił), wiosną wystarczy wysiać na docelowe miejsce i czekać, aż zakwitną, a jako rośliny jednoroczne zrobią to jeszcze w tym samym roku. Więc poznajcie moich jednorocznych gości, może zechcecie je zaprosić także do siebie :)     


Tego kwiatuszka chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Spotykany na polach, jako pospolity chwast ( chaber bławatek) ( ale i roślina zielarska - o tym wkrótce), w tym roku zagościł u mnie w ogródku. Zaskoczył mnie tym, że z nasion wysianych wiosną wyrosły różnokolorowe kwiaty( białe i różowe), choć chaber do tej pory kojarzył mi się z kolorem chabrowym, czyli lekko błękitnym. Jego delikatne kwiaty możemy podziwiać od maja do sierpnia. Warto je nie tylko podziwiać, ale i zebrać i ususzyć na chabrową herbatkę.  




A oto prawdziwy rarytas dla ogrodników  ( no dla mnie w każdym bądź razie jest) - kobea pnąca. Jednoroczne pnącze o niezwykłych, dużych kielichowych kwiatach. Posadziłam ją w kilku miejscach w ogrodzie, ale tylko w jednym pokazała swoje piękno. Uprawiana z rozsady. Akurat ta ma kwiaty liliowe, ale są też kobee o kwiatach białych. Kwiaty należy usuwać po przekwitnięciu, aby pobudzić roślinę do kwitnienia. Nie róbcie tylko tego w nocy, bo podobno może być zapylana przez nietoperze. 


Rudbekia owłosiona, są wśród nich rośliny tak jednoroczne jak i wieloletnie, Gdy już raz zaprosicie ją do swojego ogródka, tak Was pokocha, że zostanie z Wami na zawsze. Mnie ona kojarzy się przede wszystkim z typowymi wiejskimi ogródkami.


Tej rośliny też nie trzeba nikomu przedstawiać. Roślina słońca, która zawsze odwraca swoje kwiaty do słońca. Do ogródka warto wprowadzić odmiany ozdobne. Uwaga są mega wielkie, dlatego najlepiej sadzić je gdzieś z tyłu.
   

Godecja wielkokwiatowa ( piękna nazwa) zwana także azalią letnią. Uprawiana z wysiewu nasion wprost do gruntu. Występuje przede wszystkim w różnych odcieniach różu. 


Ubiorek, skromny, mały gdzieś tam przycupną sobie wśród innych bylin. Ten jest liliowy, ale są też białe. Kwitnie od czerwca aż do października. 


Przy tej roślinie muszę Wam o czymś opowiedzieć. Otóż zgubiłam torebkę po nasionach i zapomniałam co posiałam. A że lubię wiedzieć z czym mam do czynienia poprosiłam o poradę na jednej z ogrodniczych grup. Większość osób uparcie twierdziła, że jest to aksamitka, tylko jedna osoba podała prawidłową nazwę - onętek pomarańczowy. Pewnie większości ta nazwa nic nie powie, ale pewnie kojarzycie kosmos. Nie nie ten z gwiazdami i księżycem, tylko te kolorowe kwiaty spotykane często w ogródkach. Ja ich w swoim nie mam, wiem zdjęcia Wam nie pokażę, a jak ktoś ciekawy jak wyglądają jego kuzyni do zapytajcie wujka Google ;) 




A aksamitki wyglądają tak. Zwane inaczej turki, żaczki, bździuszki, śmierdziuszki, studentki lub kopciuszki. Do tej pory nie miałam do nich przekonania. Posiałam je w warzywniaku na obrzeżach rabat, chcąc wykorzystać ich zdolności allelopatyczne ( jak to mądrze brzmi, prawda)  czyli mówiąc wprost właściwości odstraszania nicieni, mrówek, mszyc i kretów. Jednak jak tak na nie patrzę to stwierdzam, że podobają mi się coraz bardziej i zaproszę je w przyszłym roku do mojego ogródka. 

I to by było na tyle. To tak naprawdę niewielka część roślin jednorocznych, które warto zaprosić do siebie. A może Wy macie jakieś swoje ulubione kwiaty? Podzielcie się ze mną swoim doświadczeniem albo tu, albo na fan pagu na Facebooku, na który serdecznie zapraszam.


 Można tam znaleźć różne dodatkowe informację.  
Do zobaczenia.  

wtorek, 1 sierpnia 2017

Krecia robota



Ogrodnik to taki człowiek, który kocha przyrodę. Sadzi kwiatki, pielęgnuje, stawia poidełka dla ptaków, buduje domki dla zapylaczy. Jednym słowem chce, aby wszyscy w jego ogrodzie czuli się dobrze, ale gdy znajduje się ktoś, kto próbuje niszczyć jego prace, kto nie docenia jego wysiłków,wtedy wyciąga najcięższe działa. Jednym z taki wrogów ogrodnika jest kret. Jedni nie lubią go już od czasów Calineczki, gdy chciał pojąc za żonę śliczną, maleńką dziewczynkę, inni darzą sympatią tylko krecika z dziecięcej dobranocki. Jednak gdy ów szkodnik zaczyna w naszym ogrodzie swoją krecią robotę, gdy drąży korytarze, tworzy kopce, niszczy korzenie roślin, zjada naszych sprzymierzeńców tj, dżdżownice i  żaby, wtedy nie lubi go nikt. 

I każdy szuka sposobów aby pozbyć się nieproszonego gościa. Jak tego dokonać? Najlepiej, mieć "osobistego pogromcę kretów", tak wygląda mój ( niestety nie jest do wypożyczenia) 


Ma już na koncie kilka kretów, które notorycznie przynosi pod garaż, chyba w prezencie dla mojego samochodu ;) i weź tu zrozum kota.
 Co gdy nie mamy takiego pomocnika? Zdradzę Wam mój sposób. Niedawno kret zadomowił się w moim warzywniaku, mimo, że zanosiłam tam wszystkie moje trzy mruczki, żadna nie miała się ochoty z nim rozprawić, więc musiałam to zrobić sama. I tu znowu przydały się koty, a konkretnie brudny żwirek z ich kuwety, który wsypałam do rezydencji kreta. Kret myślał, że to kot i się zwyczajnie wyniósł gdzie pieprz rośnie. Uwaga! Zdarzają się krety inteligentne. Znajomy zastosował poleconą metodę i kret tak wyniósł mu się ....  na sąsiednią rabatkę. Sypał jednak żwirek, do skutku, aż kret dał zza wygraną. No dobrze, a co gdy nie mam dostępu do kociego żwirku, ani żadnego kota. Są inne sposoby, które można wypróbować:
- można włożyć mu do korytarza głowę od śledzia
- można umieszczać w ich korytarzach preparaty dostępne w sklepach ogrodniczych 
- wkładać do ich korytarzy szmaty nasączone naftą, terpentyną
- sadzić intensywnie pachnące rośliny np. aksamitki,  
- można wykorzystać ich wrażliwość słuchową: wiatraczki, odwrócone butelki 
- można go też spróbować złapać i eksmitować z naszego ogródka

Te sposoby są znane mnie, a Wy znacie inne?    

Ciekawostka: są podobno krety albinosy, zdarza się taki podobno raz na 100 tys, choć są  i tacy którzy uważają, że taki nie istnieje  i że to tylko bajka ;)    
   

sobota, 17 czerwca 2017

Bez czarny i jego kwiaty w kuchni


W niektórych rejonach jeszcze kwitnie, a w niektórych już kończy kwitnienie. Mowa oczywiście o roślinie zwanej popularnie : bez czarny ( Smabucus nigra). Często rośnie przy płotach na nieużytkach. Jedna z najstarszych roślin leczniczych, zawiera liczne witaminy i sole mineralne. Występuje w nim też substancja zwana sambunigryną, ale spokojnie po wysuszeniu lub zagotowaniu ulega rozpadowi. W niektórych rejonach kraju krzew ten był bardzo szanowany, zdejmowano nawet przed nim nakrycie głowy. Może przez szacunek dla jego właściwości leczniczych. Kwiaty w postaci naparu wykorzystywane są jako środek napotny i wykrztuśny. Kwiaty można też stosować w formie naparu do płukania gardła i ust oraz do okładów przy ropniach. Surowcem leczniczym są też owoce bzu czarnego, ale o tym napiszę więcej, gdy będę miała już dostęp do surowca.  

Może nawet nie wiecie, ale jest to także roślina, którą z powodzeniem można wykorzystać w kuchni. W zeszłą sobotę wybrałam się na przejażdżkę rowerową i wróciłam z torbą pełną jej cennych kwiatów. Po powrocie rozłożyłam je na białej tkaninie, aby wyprosić nieproszonych gości. Pamiętajcie, aby zbierać kwiaty, na terenach wolnych od zanieczyszczeń. 


Cześć kwiatów przeznaczyłam na wykonanie szampana ;) Do butelki z wodą mineralną dodałam pół kilo cukru, wkroiłam jedną, sparzoną wcześniej cytrynę oraz siedem baldachów kwiatu bzu czarnego, wszystko wymieszałam, zakręciłam i odstawiłam na siedem dni w ciemne i chłodne miejsce, aby nabrało mocy ;)


Z pozostałych kwiatów usmażyłam racuchy. Baldachy moczyłam w cieście naleśnikowym, czekałam aż chwilę obciekną i kładłam na patelnię, następnie nożyczkami odcinałam wystające gałązki i odwracałam na drugą stronę. Wyszły pyszne i szybko zniknęły z talerza. 


Kto z Was nie zdążył zebrać kwiatu bo poszedł już w owoc niech się nie martwi. Z owocu też można przygotować pyszny sok i inne przetwory, ale z tym musimy poczekać do  sierpnia, września, aż owoce będą dojrzałe.